WeMo Baby firmy Belkin to kolejna elektroniczna niania współpracująca z iOS.
W zestawie otrzymujemy bardzo ładnie wyglądające urządzenie oraz przewód zasilający z wymiennymi końcówkami.
Nianię podłączamy do prądu, pobieramy darmową aplikację z App Store i postępujemy zgodnie z instrukcją. Po uruchomieniu aplikacji następuje konfiguracja z domową siecią, możemy również spersonalizować aplikację podając imię naszej pociechy i możemy cieszyć się z nowego gadżetu.
Urządzenie łączy się z naszym domowym Wi-Fi i umożliwia nam również podsłuch gdy jesteśmy poza domem.
Jeśli wykupimy dodatkowo aktualizację Evoz będziemy otrzymywać powiadomienia gdy dziecko zapłacze, oraz bardzo przydatne informacje wynikające z analizy snu i płaczu dziecka. Informacje te pomogą nam usystematyzować rozkład dnia maluszka, co bardzo dobrze wpłynie i na dziecko i na samopoczucie opiekunów. W końcu kto nie lubi wiedzieć co zaraz nastąpi?
WeMo Baby łączy się z wieloma urządzeniami i dzięki temu obydwoje rodzice mają możliwość słuchania poczynań ich progenitury. Dźwięk, trzeba przyznać, jest faktycznie czysty a urządzenie daje nam możliwość ustawienia czułości na dźwięki otoczenia.
Gdy rozpoczęłam testy - pierwsza myśl to „ale po co?”
I niestety z tym pytaniem pozostaje do teraz. Pomimo tych wszystkich zalet wymienionych powyżej brakuje mi dwustronnej komunikacji, a brak obrazu w dzisiejszych czasach jest też nie do pomyślenia.
Owszem przy starszych dzieciach wiemy, że gdy jest cicho to coś się dzieje i trzeba interweniować. Słyszę, radosną zabawę i nagle następuje cisza to lecę i sprawdzam co się dzieje, ale przy niemowlaku to już nie jest takie proste. Słyszę ciszę czyli śpi. Na pewno? Moja osobista progenitura ostatnimi czasy wstaje niczym ninja i rozpoczyna naukę chodzenia przy pomocy szczebelków łóżeczka, niestety brak wprawy w tej czynności skutkuje wieloma upadkami. Efekt? Cisza, cisza, cisza i nagle straszny ryk bo Tośka uderzyła głową o szczebelki – czyli ja podziękuję – mi potrzebny jest obraz!
Niania w czasie testów dostarczyła mi jeszcze dodatkowych atrakcji co w moich oczach zdyskwalifikowało ją kompletnie. Otóż dnia pewnego nagle zaprzestała działania swego. Zanim pomyślałam to zrobiłam: docisnęłam wtyczkę do gniazdka… jak mnie „popieściło” to pół kamienicy usłyszało. Ku memu ogromnemu zdziwieniu z gniazdka wystawały radośnie dwa bolce a pęknięta wtyczka leżała obok.
Nie wiem czy to zrobił kot przechodząc, czy ktoś przesunął krzesło i potrącił wtyczkę. Nie to jest istotne. Istotne jest to, że sytuacja miała w ogóle miejsce. Urządzenie do pokoju dziecka! Gdzie bezpieczeństwo jest priorytetem!
Po tym doświadczeniu urządzenie schowałam do pudełka i nie chce mieć już z nim nic wspólnego.
Wisienką na tym niezbyt smacznym torcie jest cena urządzenia. Osobiście nie polecam….